Zanim dobierzemy się do tego Rieslinga, musimy najpierw przebiec 10 km. Buty zasznurowane, numer startowy przypięty do koszulki, jeszcze ostatnie siku i zaraz pistolet wystrzeli w powietrze sygnał do startu. Gotowi? To lecimy!
1 km
Jesteśmy w Swarzędzu pod Poznaniem i biegniemy 10 kilometrowy dystans w biegu Szpota. Pogoda super, czyste niebo, 20 stopni. Biegnie około 3000 entuzjastów przebierania nogami. Od startu pobocze toru dopinguje nas entuzjastycznie. Pierwszy kilometr za nami.
2 km
Nogi lekkie, głowa spokojna, tempo od początku poniżej 5 min/km. W połowie drugiego kilometra, zaczyna się pierwszy podbieg. Staram się trzymać tempo, nie zwalniam. Jako debiutant startowałem z ostatniego sektora, więc chcąc przebiec dystans poniżej 50 minut (takie mam założenie) muszę sporo wyprzedzać.
3 km
Trzeci km przeleciał szybko, płaska droga, to jeden z moich najszybszych km w tym biegu. Doping nie słabnie.
4 km
Jest dobrze, choć powoli odczuwam temperaturę powietrza. Dawno nie biegłem w takim upale. Pogoda zmieniła się z dnia na dzień (3 dni przed startem biegłem trening przy 10 stopniach). Wypatruję już piątego kilometra na którym ma być ustawiony punkt z wodą.
5km
Jest woda! Łapię butelkę, biorę małego łyka, resztę wylewam na kark. Już połowa biegu. Tempo wciąż poniżej 5 min/km. Dam radę złamać te cholerne 50 min. – myślę sobie – ale wciąż nie jestem tego pewny.
6 i 7 km
Od szóstego km zaczynam słabnąć. Jest mi gorąco. Walczę ze sobą żeby nie zwolnić. W nogach jest jeszcze siła, ale głowa marudzi. Przelatuję tak walcząc ze sobą 2 kolejne kilometry.
8 km
Ósmy km zaczyna się podbiegiem. Paradoksalnie bardzo mnie to motywuje. Wbiegam na górkę w tempie bliskim 5 min/km. Szczęśliwie odcinek kończy się zbiegiem, na którym podkręcam tempo.
9 km
Jeszcze tylko dwa kilometry! Słyszę jak ludzie się wzajemnie dopingują. Dawaj! Jeszcze kilka minut i będziesz świętował! Podkręcam śrubę…
10 km
Wiedziałem już, że uda mi się pobiec poniżej 50 minut. Przyśpieszyłem tyle ile miałem zapasu w kopytach. Biegłem około 4:20 min/km. Ostatni zakręt, słychać już dudnienie ze stadionu. Ostatnie 100 metrów po tartanowej nawierzchni, gnam jak szalony. Mijam metę, patrzę na zegarek – jest! – 49:04, udało się!
…
To była moja pierwsza impreza biegowa. Pierwszy bój o medal. Adrenalina i doping zrobiły zadanie – cel zrealizowany, 50 minut na dychę złamane. Po zawodach, uzupełnienie płynów, węglowodanów, kiełbaska z gilla (sic!) i możemy przejść do kolejnej atrakcji tego dnia – degustacji nowego Rieslinga z Winnicy Turnau. Gotowi? To lecimy!
Pierwszy kontakt z winem, jak pierwsze kilometry biegu – czysta przyjemność. Kieliszek błyszczy pełen energii, po chwili schłodzony pokrywa się cienką warstwą skroplonej wody. Jak skóra zawodnika. W nosie dominują charakterystyczne dla odmiany nuty jabłka i skórki cytrynowej. Biegniemy dalej. Usta w początkowym kontakcie uwodzone są lekka słodyczą – to 4-5 kilometr biegu, na adrenalinowym kopie wszystko wydaje się możliwe. W następnych minutach pojawia się lekka grejpfrutowa goryczka (6-7 km). Całość amortyzuje sprężysta, mirabelkowa kwasowość, i ta kwasowość trwa i trwa, jak kilometry do mety…
Podsumowując, jest to najlepszy Riesling jakiego dzisiaj piłem. Prężny, zbalansowany, orzeźwiający. Idealny na lato, które zdaje się, że w końcu do nas dotarło (wyjątkowo długi dystans w tym roku pokonywało). Jednym słowem – biegiem po Rieslinga!
[fb_button]
Gratulacje! 🙂 A ile było za wpisowe i ile jest za tego Rieslinga? 🙂
Dzięki Kuba! Wpisowe na bieg wynosiło bodajże 40 zł. A wino 9 dyszek (http://sklep.winnicaturnau.pl/pl/product/22-riesling-2016).
A jak wartość do ceny? Większe emocje były za 4 dyszek wpisowego, czy 9 dyszek wina? 🙂
Emocje większe towarzyszyły biegowi, bo to pierwsza tego typu impreza, w której brałem udział. A degustowanie wina mogę porównać do wbiegnięcia na metę – czysta przyjemność. Sam wiesz, że to przekładanie wartości wina do emocji jakie wywołuje to nie taka oczywista sprawa. W grę wchodzi wiele czynników – historia butelki, warunki i otoczenie w jakich pijesz, etc. Tego dnia ten Riesling smakował mi wyśmienicie, bo świętowałem udany bieg. Cena jaką za niego zapłaciłem to 10 km w tempie 4:55 min/km – i się opłaciło!
i o to wlasnie chodzi – etykieta motywuje do szybszego biegu. Czlek biegnie, bo wie, ze w domu czeka kieliszek, butelka
Jest wysilek, jest nagroda. Gratulacje zyciowki! One zawsze fantastycznie smakuja 🙂
Dzięki Jan. A wracając do pomysłu wspólnego maratonu po winnicach – przejrzałem ofertę takich biegów i jest kilka wytrawnych imprez. Właściwie to mógłby być temat na jeden z kolejnych tekstów – jak znasz jakieś pijackie biegi, o których warto by wspomnieć na blogu, daj znak. Pzdr!
Fantastycznie! Bieg po wino – zaliczony z wielkim powodzeniem 😉