Dziewięć lat temu polecieliśmy z ziomeczkami do USA pomóc naszemu przyjacielowi w zrealizowaniu filmu dyplomowego. Rozbijaliśmy się trochę po Nowym Yorku, następnie wzięliśmy samolot do Arizony, tam objechaliśmy autem kilka stanów, w tym Kalifornię. Z San Francisco do New Yorku wróciliśmy autobusem – 3 dni i 3 noce ciurkiem…

 

Stany przypomniałem sobie przy okazji warsztatów łączenia kalifornijskiego Zinfandela z czekoladą, w listopadzie ubiegłego roku, w poznańskim SPOT.cie. Szczególnie dobrze wspominam pierwsze dni w Kalifornii. Po pustynnych krajobrazach Nevady, stan niedźwiedzia przywitał nas zielenią i owocami. Zatrzymaliśmy się przy przydrożnym straganie na małe zakupy, zostaliśmy kilka godzin objadając cytrusami.

 

 

Zaczęło zmierzchać. Wieczór zastał nas w małym miasteczku, które wyglądało nieco z francuska – małe domki, białe płotki i winnice. Rozglądając się za noclegiem trafiliśmy do baru. Właściciel – Indianin z dwoma kruczo-czarnymi warkoczami za uszami, bez wahania zaoferował nam ogródek przy swoim domu jako pole namiotowe. Mieszkał 200 metrów od baru.

 

Winnetou wskazał nam miejsce gdzie możemy się rozbić, wręczył butelkę Zinfandela na przywitanie i zaprosił do baru, gdy się już ogarniemy. Po godzinie siedzieliśmy już przy ladzie. Bar dość filmowy – drewniana buda, na ścianach neonowe reklamy piwa, pod ścianą stół bilardowy, obok szafa grająca. Klientela też przerysowana – harlejowcy w skórzanych kamizelkach na nagim ciele, kowboje w koszulach w kratę i ich dziewczyny w kowbojkach. Pół nocy graliśmy w bile, kolejne pół przetańczyliśmy wypijając przy okazji kilka butelek przedniego Zina. Na koniec imprezy chcąc odwdzięczyć się za królewską gościnę, kupiliśmy (mocno nadwyrężając studenckie kieszonkowe) jeszcze jedną flaszkę na wynos. Za 100 $.

 

Rano pożegnaliśmy się gromkim howgh! i ruszyliśmy przed siebie. Wieczorem siedzieliśmy gdzieś na innym kempingu, przy ogniu rozpijając Zina z gwinta i przegryzając czekoladą. Smak tego wieczora mam w ustach do dziś. W tym roku kończy mi się wiza, może to dobry powód, żeby odwiedzić stare kąty za oceanem?

 

Degustacja win

 

Na warsztatach w SPOT.cie degustowaliśmy 6 kalifornijskich Zinów. Od degustacji minęły ponad 2 miesiące, więc spora część wspomnień wywietrzała już mi z głowy, niemniej zachowałem notatki, które postaram się teraz odszyfrować.

 

 

🍷 Pierwsze degustowane wino to Hess Select Zinfandel. Sporo w nim wiśni, śliwki, szczypta suszonych ziół. Ułożone, z cynamonową nutą. Mocarne – 15% alk.
 
🍷 Drugie wino to Zinfandel, Mendocino Country, Edmeades. Lekko miętowe(?) aromaty w nosie zaostrzają wrażenie. Na ustach nieco konfitury i czekolady w końcówce. Wyższa kwasowość dodaje mu pijalności. Także 15% alk.
 
🍷 Trzecie wino – Mauro Americano, Lodi, Mare Magnum – wiśnie, nieco korzennych aromatów. Na podniebieniu pojawiają się leśne owoce. Gładkie i miękkie. Niższa kwasowość i średnia tanina. 14% alk.
 
🍷 Kolejne wino to Zinfandel, Dry Creek Valley – Sonoma Country, Rancho Zabacco. W nosie podpalane, lekko karmelizowane nuty. Na języku gładkie, o obniżonej kwasowości. 15% alk.
 
🍷 Piąte wino to Old Vine Zinfandel, Mokelumne River – Lodi, Ironstone. Wino wyraźnie beczkowane – wanilia, dym. W ustach jeżyna, szczypta ziół.
 
🍷 I ostatnia butelka to Mega Zin, California, Mare Magnum. Lekka słodycz w nosie i podniebieniu (tylko tyle zanotowałem).

 

Degustacja czekolady

 

Degustowaliśmy 6 różnych typów czekolady od Lindt’a – od tej z zawartością 60% kakao po 99% (generalnie do wytrawnych win pasują jedynie ciemne czekolady). Jakość czekolady można rozpoznać na kilka sposobów: dobra czekolada ma gładką, błyszczącą powierzchnię, bez grudek. Topi się w palcach. Jakościowa, gorzka czekolada przy łamaniu powinna dość głośno chrupać – tyle ciekawostek. A jak wypadło łączenie wina z czekoladą (lub czekolady z winem)?

 

99% kakao 💩 #littleblackdevil #chocolate #chocolateandwine #californianzinfandel

Post udostępniony przez Luks Piekut (@luks_piekut)

 

Z notatek odczytałem, że podobało mi się połączenie 90% czekolady (bardzo wytrawnej, smakującej mocną kawą i orzechami laskowymi) z Old Vine Zinfandel. Czekolada balansuje beczkowe nuty w winie, a wino nadaje czekoladzie soczystości.

 

Na uwagę też zasługuje czekolada o 99% zawartości kakao – mały diabeł. Wino degustowane jako ostatnie – Mega Zin – łagodziło swoją lekką słodyczą ziemisto-węglowe nuty czekolady.

 

 

Często jest tak, że wino pite w winnicy, degustowane powtórnie w domu nie smakuje tak samo. Na degustacji w SPOT.cie nie odnalazłem smaków, które pamiętam z Kalifornii, ale nabrałem ochoty na podróż. Może zdążę jeszcze przed końcem wizy… a jak nie, zawsze mogę udać się na mentalną wycieczkę z kostką czekolady i kieliszkiem Zina w dłoni.

 
W warsztatach brałem udział na zaproszenie Magazynu Wino i California Wines Polska.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *