Pracowałem kiedyś w kameralnym studiu multimedialnym. Niewielki zespół – dwójka kreatywnych, dwóch programistów, przedstawiciel handlowy i właściciel pełniący każdą z tych funkcji po trochu. Właściciel był moim kumplem, po pracy piliśmy piwo w pobliskiej knajpce.
Ale nie o piwie i nie o przyjaźniach chciałem tym razem. Przez długi czas właściciel ogarniał głównie pozyskiwanie nowych klientów, aż postanowił zatrudnić kogoś do tego zadania. Na casting stawiło się kilku kandydatów. Ku mojemu zaskoczeniu, a właściwie sprzeciwowi (jako kumpel mogłem sobie pozwolić na otwarte wyrażanie wątpliwości w materii zarządzania firmą) szefu postanowił zatrudnić chłopaka z czarnym zębem na przedzie, z czarną, górną jedynką…

Zawsze bawił mnie ten rebus. Swoją drogą nasz przedstawiciel handlowy był całkiem podobny do Sylwestra.. 😁
Nie pamiętam co nasmarował w swoim CV, ale przekonał mojego kumpla, mnie nie bardzo. Czarny ząb jak czarny klawisz na klawiaturze fortepianu wybrzmiewał nieczystą nutą. Nie mam nic do problemów dentystycznych, nie miałem też nic do chłopaka – miły był – ale gość, który miał być naszą wizytówką, nasz frontman powinien raczej błyszczeć złotymi zębami.
No, ale klamka zapadła, chłopak został z nami na rok. Niestety bez większych sukcesów. Szefu nadal musiał sam ogarniać tzw. new business, broniąc nowego pracownika tym, że „musi się jeszcze wgryźć w temat”. Eh, zbyt dobre serce miał ten mój przyjaciel. Po roku sfrustrowany frontman wdał się w jakąś kłótnię z bossem, która otarła się o dyscyplinarne zwolnienie.
Opowiadam tą historię bez cienia złośliwości, czy goryczy. Właściwie po latach cała sprawa wydaje mi się dość zabawna. Po prostu mimo pogody na Vinho Verde naszła mnie ochota na coś cięższego, coś barwiącego zęby jak garść czarnych jagód. Napiłbym się atramentu zostawiającego kleksy na podniebieniu, heblującego podniebienie mocarną taniną. Czyżbym zwąchał zbliżającą się jesień?

Zwąchałeś chyba nowy rocznik Bowiego 😉
Heh. We wrześniu będę w Poz, wpadnę do W<3 zapoznać się z nowościami 🙂